Poniższy artykuł na temat malarstwa plenerowego ukazał się po raz pierwszy w Pastel Journal (czerwiec 2016)
autor: Aaron Schuerr
Przejście z chodnika na zakurzony szlak oznacza przekroczenie niewidzialnej linii w teraźniejszość. Pomysł staje się aktem. Po miesiącach planowania i przygotowań ten pierwszy krok wydaje się dziwnie nieprawdopodobny. Najważniejsze pytanie brzmi: czy mogę malować swoją drogę przez Wielki Kanion?
Od krawędzi do krawędzi, szlak ma 23 mile. Turysta traci około mili wzniesienia, zanim przekroczy rzekę Kolorado na wiszącym moście i wspina się na przeciwległą krawędź. Szlak wiedzie wzdłuż wieloletnich dopływów, więc woda nie stanowi problemu. Ciepło jest.
Moja pierwsza próba malowania Wielkiego Kanionu dosłownie rzuciła mnie na kolana. Byłem tak przytłoczony wyzwaniem malowania, że chociaż byłem uwodniony, zapomniałem jeść. Bez mojej wiedzy pustynne słońce wydzielało niezbędne elektrolity z mojego systemu. Następnego ranka obudziłem się z najgorszym kacem w moim życiu. Dowiedziałem się, że cierpię na hiponatremię, zwaną potocznie zatruciem wodą. Rozwiązanie było proste: Pringles i Gatorade. Nauczyłem się traktować kanion poważnie.
Za każdym razem, gdy maluję odległe ukształtowania terenu, nie mogę przestać się zastanawiać, jak wygląda kanion z bliska.
[Darmowe pobieranie! Usprawniona metoda szybkiego i celowego malowania na wolnym powietrzu]
Jestem zbyt niespokojny, aby pozostać na krawędzi; Muszę zejść na dół. Na ten trawers przeznaczyłem sześć dni i muszę nosić na plecach wszystko - namiot, śpiwór, podkładkę do spania, butelki z wodą, ubrania, apteczkę, kuchenkę, zestaw do gotowania, jedzenie i sprzęt do malowania na zewnątrz. Niosę prawie 60 funtów.
W chłodnym świetle przedświtu schodzę przez mieszany las osiki, sosny i dębu Gambel, zatrzymując się w momencie, gdy światło słoneczne po raz pierwszy dotknie skał. To mój sygnał do malowania. Zaczynam od pociągnięcia ciemnozielonego, aby wskazać sosnę, a następnie dodam kilka akcentów czerwieni do klifów. Więc zaczyna się.
Malarstwo plenerowe w Wielkim Kanionie: Dzień drugi
Przeszedłem już przez krainę pełną niespodzianek, jednocześnie ogromną i intymną, bujną i surową. Rano wędruję szlakiem ostrogi do Ribbon Falls, ukrytego klejnotu wodospadu, do którego prowadzi wąski boczny kanion. Po drodze zatrzymuję się, by zbierać owoce opuncji, fioletowe cebulki, które rosną jak tłuste, posiniaczone kciuki wzdłuż krawędzi kaktusów. Ostrożnie odłamam owoc i zeskrobuję go na głazie, aby usunąć igły, zanim zedrę skórzastą skórę. Smak jest subtelny, ale miąższ jest soczysty. Warto spróbować zwykłej radości ze świeżych owoców na pustyni.
Ribbon Falls schowany jest w grocie zwisającego czerwonego kwarcytu. Elegancki kieliszek czegoś, spływa kaskadowo z wargi i rozpryskuje ogromny kopiec pokrytego mchem trawertynu. Dla plemienia Zuni, Ribbon Falls jest świętym miejscem pielgrzymek; to macica, z której się urodzili, uratowani przez słońce z ciemnych podziemnych głębin. Mówiąc, że patrzą prosto w słońce, ludzie płakali z bólu, a tam, gdzie spadły ich łzy, rosły kwiaty. Oczyszczeni i wyrzeźbieni w ludzką postać ludzie Zuni wyruszyli w świat.
Oglądane pod każdym kątem - geologicznym, religijnym lub artystycznym - Wodospad Ribbon jest wyjątkowo wyjątkowy: bujna, osłonięta oaza na pustyni. Aby się ochłodzić, od czasu do czasu opuszczam sztalugę i zanurzam się w strumieniu. Tutaj odkrywam trzy niespodzianki: chochlę drzemiącą zaledwie kilka stóp w alkowie, parę żab, które wyglądają, jakby zostały pomalowane na srebrno-szary kolor, a wzdłuż potoku rośnie świeża mięta.
Przygoda na świeżym powietrzu: dzień trzeci
O wschodzie słońca chmury rozchodzą się, a płetwa górującego buttu skąpana jest w mandarynkowym blasku. Na brzegu miałem luksus powrotu do miejsca dwa lub trzy dni z rzędu, aby dokończyć malowanie. Tutaj mam jeden strzał przed przerzuceniem plecaka i przejechaniem kilkudziesięciu mil do następnego obozu. Muszę to policzyć, zaufać swojemu instynktowi i nie przejmować się szczegółami. Mój ograniczony wybór pastelowy zmusza mnie do myślenia o kolorze w kategoriach względnych, nie o tym, jak dokładnie pasuje do tematu, ale o tym, jak działa na stronie.
W świetle wczesnego popołudnia prysznice przynoszą ulgę od upału. Wchodzę do „The Box”, ciemnego i wąskiego krętego wąwozu z 2-miliardowej skały w piwnicy. Zejście do kanionu oznacza czytanie od tyłu do przodu, od młodszej skały na brzegu do kości ziemi na dnie. Wyobrażam sobie, że sam czas usiłuje uciec od swojej pierwotnej surowości.
Nagle wyłaniam się z Edenu, bujnego siedliska nadbrzeżnego przeplatanego gajami wierzby i drzewa bawełnianego. Klify wznoszą się na niemożliwych tarasach aż do odległej południowej krawędzi. Jak na zawołanie, chmury się rozchodzą. Jeszcze pół mili i mijam kabiny Phantom Ranch. Po dniach samotności mam wrażenie, że wkroczyłem do dużego miasta. Jako jedyne miejsce noclegowe pod krawędzią, Phantom Ranch jest ogniwem łączącym wędrowców, jeźdźców i mułów. Tuż za rancho przechodzę przez most do Bright Angel Campground.
Malowanie na zewnątrz w Wielkim Kanionie: Dzień czwarty
Grupa około 30 turystów zbiera się w małym amfiteatrze na świeżym powietrzu w Phantom Ranch, gdzie poproszono mnie o rozmowę o mojej podróży. „Wszyscy jesteśmy poruszeni i zainspirowani scenerią” - mówię. „Jedyną prawdziwą różnicą między tobą, wycieczkowiczem a mną, artystą, jest to, że zadaję sobie pytanie, co sprawia, że scena jest piękna. Coś w tym mnie powstrzymuje. Jako artysta staram się zrozumieć, co to jest.”
Zachęcam grupę do zobaczenia kanionu oczami artysty - do poszukiwania kształtów, przecięcia światła i cienia, zaskakującego koloru, blasku odbijanego światła odbijającego się w pustynne cienie. To są składniki sztuki. Później wieczorem podbiegają do mnie dwie kobiety, uśmiechając się i rozmawiając z entuzjazmem. Spędzili wieczór „tylko wyglądając, tak jak nam kazałeś”, i na nowo widzieli krajobraz. „Wszystko wyglądało inaczej” - powiedzieli. „Wszystko wyglądało na nowe”.
Malarstwo plenerowe: dzień piąty
Z Indian Garden podążam ścieżką ostrogi do Plateau Point, z widokiem na Granite Gorge, z rzeką Kolorado 1300 stóp poniżej. Wiatr ryczy i światło toczy się jak płynna rtęć po szerokim ramieniu Świątyni Buddy. Kolory zmieniają się w kameleon, a cienie chmur bawią się w chowanego z Isis Temple i Cheops Pyramid. Malowanie to jazz - improwizacja i instynkt.
Nawiązuję rozmowę z przewodnikiem, który gotuje obiad na kuchence z plecakiem. Opowiada mi o interakcji człowieka z kanionem, o ukrytych wszędzie archeologicznych miejscach. Kiedy pakuję się w gasnącym świetle, oferuje mi obiad. „Mamy więcej niż wystarczająco” - mówi. Wycieram pastelowy kurz z moich dłoni i chętnie to akceptuję.
Wracamy do Indian Garden pod jasnym łukiem Drogi Mlecznej. Jutro wejdę na ostatni odcinek do południowego brzegu. Ale na razie patrzę na niemożliwe gwiazdy. Życie pod krawędzią porusza się wolnym, świętym rytmem, stłumionym rytmem kroków na zakurzonym szlaku na rozległej pustyni.
Z sztalugi usłyszałem jeszcze lepszą muzykę, piosenkę bez słów, słodką harmonię łączącą przestrzeń, czas i wrażenia. To muzyka serca, doświadczenie wdzięczności.
Bio: Aaron Schuerr (aaronschuerr.com) jest artystą plenerowym z siedzibą w Livingston, Mont. Odwiedź North Light Shop, aby zobaczyć jego warsztaty malarstwa pastelowego, dostępne jako DVD i / lub pliki do pobrania!